Nasi partnerzy:

III Rzesza 1933-1945 - vaterland.pl

MOH-a Maniacs Server

Nasz baner:



My na Facebook'u:

Historia

Powstanie miejscowości - REGENWURMLAGER (Koszary dżdżownic)

Budowę miejscowości, a dokładniej bazy wojskowej rozpoczęto w 1927roku w środku samego lasu. Miał to być kompleks koszarowy dla Wermachtu. Uroczyste otwarcie odbyło się w 1936 roku w obecności wodza III Rzeszy - Adolfa Hitlera.

Bursztynowa komnata i pozostałości w okolicach miejscowości

Do wszelkich legend prowokuje obecność gigantycznych, niemieckich umocnień Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego traktacie wersalskim granica z Polską przebiegała już bliżej Berlina. W 1934 roku rozpoczęto budowę olbrzymich, nowoczesnych fortyfikacji. Cały teren zamknięto dla postronnych osób, nawet wykluczono z użytku cywilnego przestrzeń powietrzną nad gigantycznym placem budowy. Powstawały wielokondygnacyjne schrony, dobrze uzbrojone grupy warowne. W pod ziemnych korytarzach kursowała kolejka. Na okolicznych wzniesieniach pojawiły się grupy charakterystycznych kopuł. Bunkry wyposażono we wszystko, co tylko nadaje się do zabijania: karabiny, granatniki, miotacze płomieni. Szczęśliwie cała ta machina śmierci nie została w pełni wykorzystana. Cały umocniony region został wzięty przez Rosjan w ciągu kilku ostatnich dni stycznia 1945 roku. Dzisiaj wiemy, że jest to jedna z największych fortyfikacji na świecie, dużo nowocześniejsza od znanej Linii Maginota. Olbrzymie prace inżynieryjne w terenie służyły wcielaniu w życie obłędnej koncepcji. Spiętrzano zbiorniki wodne, budowano śluzy i jazy - niemieccy stratedzy przewidywali, że w razie ataku rozległe obszary znajdą się pod wodą. Wtedy wybudowano też zęby smoka, czyli cztery pasy podwójnych rzędów betonowych, zwężających się u góry słupków. W zamierzeniu budowniczych, czołg po najechaniu na słupki miał zostać unieruchomiony i łatwo zniszczony. Dzisiaj zęby smoka to charakterystyczny element krajobrazu, a że opasano nimi około 12 kilometrów terenu, to można się na nie wszędzie natknąć. Zęby smoka miały zatrzymać czołgi, a co dopiero mówić o maszynach rolniczych. Dzisiaj tylko wadzą, siłą rzeczy stanowią miedzę pomiędzy polami, zarastają trawą i lasem. Nie ma problemu ze zorganizowanym zwiedzaniem bunkrów, ale jeszcze parę lat temu po korytarzach i fortach mógł się włóczyć praktycznie każdy. Wystarczyła dobra latarka i trochę odwagi. Niestety, bywały i wypadki śmiertelne. Wielu tropicieli Bursztynowej Komnaty szukało w tych bunkrach słynnego dzieła sztuki (jeden z tropów prowadzi do stacyjki kolejowej w pobliskim Gościkowie, Rosjanie wszczęli poszukiwania ich narodowego skarbu od razu po rozminowaniu korytarzy. Co prawda bursztynowego arcydzieła w bunkrach nie znaleziono, za to udało się po wojnie wydobyć z podziemi liczne skarby kultury zagrabione przez Niemców z polskich muzeów. Właśnie baza w lesie powstała jako koszary do obsługi fortyfikacji.

Towarzysz Mahatmy Gandhiego I Armia Wolnych Indii

Mało, kto w Polsce wie, że dzisiaj senna Kęszyca Leśna gościła kiedyś bardzo egzotycznych przybyszów. W leśnej bazie swoich ludzi szkolił niejaki Subhas Chandra Bose. Był indyjskim działaczem, w latach 30. walczył o niepodległość Indii i dał się poznać jako konsekwentny przeciwnik obecności Anglików w kraju. W 1935 i 1939 roku pełnił funkcję szefa Indyjskiego Kongresu Narodowego; zdystansował w wyborach nawet samego Gandhiego. Przyjaźnił się z laureatem literackiego Nobla, Rabindranathem Tagore. Po wybuchu wojny Anglicy wtrącili Bosego do aresztu domowego. I wtedy zaczęła się wielka epopeja indyjskiego przywódcy. Subhas Chandra Bose w niewiadomy sposób uciekł z aresztu. Pojawił się, na krótko, w Kabulu, po czym znowu przepadł jak kamień w wodę. Działalność polityczna Bosego, a zwłaszcza okres przypadający na II wojnę światową, obfituje w zagadki, niewyjaśnione historie. W 1941 roku Subhas Chandra Bose pojawił się w Berlinie. Dzisiaj wiemy, że zanim ujawniono obecność niecodziennego gościa, doszło do negocjacji. Dla III Rzeszy nieoczekiwany, hinduski sprzymierzeniec był na wagę złota. Indie były łakomym kąskiem - wojska niemieckie i włoskie w Afryce parły na Egipt. Na okupowanych ziemiach Związku Radzieckiego Wehrmacht, traktowany przez niektóre narody ZSRR jak oswobodziciele spod komunistycznego jarzma, dotarł do podnóża Kaukazu. Wielki Mufti Jerozolimy sprzyjał nazistom. Z drugiej strony kontynentu azjatyckiego japońscy sojusznicy Hitlera podbijali Indochiny. Indyjski historyk i dziennikarz Ranjan Borra szczegółowo prześledził losy Hindusów w III Rzeszy. Bose w Niemczech, pod patronatem nazistów, utworzył rząd Wolnych Indii (Azad Hind). Powstała też rozgłośnia radiowa, wydawano hinduskie czasopisma. Bose przystąpił do tworzenia dzieła swojego życia - Armii Wolnych Indii. W wyniku porozumienia z Niemcami zwalniano z włoskich i niemieckich obozów jenieckich Hindusów, którzy trafili tam, walcząc w brytyjskich oddziałach. Ustalono warunki istnienia takich wojsk. Armia Wyzwolenia Indii miała walczyć tylko z Brytyjczykami, ale w samoobronie dopuszczano walkę z pozostałymi aliantami. Formacje indyjskie pozostały poza strukturą Wehrmachtu. Plan Bosego był styczny z niemieckimi zamiarami. Hindusi u boku Wehrmachtu mieli przejść przez Kaukaz i wkroczyć do Indii. Hindusów zebrano w Annaburgu pod Dreznem, mieli tworzyć trzon przyszłej armii. W tym celu podzielono ich na dwie grupy. Część trafiła na poligon do Saksonii, gdzie Niemcy szkolili żołnierzy piechoty. Drugą grupę Hindusów przywieziono właśnie do Kęszycy Leśnej, a właściwie do "Obozu Dżdżownicy". Tutaj spotkali się z Tadżykami, Persami i Uzbekami. W Berlinie funkcjonował Turkiestański Komitet Jedności z Veli Chajum Khanem na czele, formował się Legion Armeński. Sam Bose przyjął tytuł wodza - Netaji, co znaczeniowo odpowiadało niemieckiemu fuhrerowi. Dzisiaj wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach. Zwłaszcza teraz, kiedy wszystko tonie w jesiennych oparach, trudno zaludnić uliczki leśnej osady smagłolicymi Persami, Hindusami, Uzbekami. Egzotyczny koloryt ludów ze Wschodu musiał źle komponować się z szarością wojskowej bazy zatopionej wśród mrocznej puszczy. W Kęszycy Leśnej Hindusi uczyli się posługiwać materiałami wybuchowymi i łącznością radiową. Ćwiczyli też wspinaczkę i skoki spadochronowe. Hinduscy żołnierze zyskali najwyższe uznanie w oczach niemieckich dowódców, jednak byli pomijani w awansach. Subhas Chandra Bose wielokrotnie odwiedzał Hindusów w Kęszycy Leśnej. W kulminacyjnym momencie legiony indyjskie w Niemczech liczyły 3500 żołnierzy. Wszystko finansowali Niemcy, w ramach pożyczki, którą po wojnie miały spłacać wolne już Indie. Późniejsze losy legionistów były tragiczne. Bose w 1943 roku opuścił Niemcy i wyruszył w podróż. Dla hinduskiego wodza nie istniały granice, fronty, wojna. Widziano go, jak na Kanale Kilońskim wchodzi na pokład U-Boota, po czym znowu na jakiś czas słuch po nim zaginął. Wędrował przez pół świata, ostatnie 400 mil przeprawiał się gumową łódką. Tak dotarł do japońskiej łodzi podwodnej i ruszył do Tokio. Bose organizował armię hinduską na Wschodzie, bliżej Indii. Po zrzuceniu bomb atomowych na Japonię, Bose zdecydował się na podróż z Singapuru do Tokio. I ślad po nim zaginął. Niektórzy nie wierzą w relację o śmierci wodza w katastrofie lotniczej na Tajwanie. Do dzisiaj Bose cieszy się półboskim kultem wśród wielu Hindusów. Równie tragiczny był los legionów. Te z Saksonii przerzucono na front zachodni. Hindusi odmówili udziału w walkach w Holandii, skierowano je do Francji. Kiedy stało się jasne, że upadek III Rzeszy był już tylko kwestią dni, legioniści próbowali uciekać do Szwajcarii. Podczas przeprawy pojmali ich Amerykanie. Pozostali (a więc najprawdopodobniej ci, którzy stacjonowali w Kęszycy) zostali skierowani na front włoski, gdzie wreszcie mieli walczyć ze znienawidzonymi Anglikami.

Kolejni obcokrajowcy - 373 Waloński Batalion Piechoty Niemieckich Wojsk Lądowych (Belgia)

Hindusi, Tadżycy, Uzbecy nie byli jedynymi obcokrajowcami szkolonymi w Kęszycy Leśnej. Dwa lata przed jednostkami Hinduskimi wcześniej stacjonowali tu żołnierze z Legionu Walonia, czyli belgijscy ochotnicy do walki z komunizmem. Walonowie nosili standardowe mundury Wehrmachtu uzupełnione oznaką w formie tarczy w Belgijskich kolorach narodowych z umieszczonym na górze żółtym napisem Wallonie. Tarczę naszywano na lewym rękawie tuz nad łokciem. Dodatkowo weterani z 373 batalionu uprawnieni byli do noszenia szarotki strzelców górskich. Legion przez jakiś czas walczył nad Donem na kierunku Stalingradzkim. Później został przerzucony na Kaukaz. W walkach poniósł ogromne straty. Wśród 854 rannych znalazł się także Degrelle. Walończycy z typową dla ochotników - ideowców odwagą i brawurą walczyli na frontach od Estonii po Kaukaz. Leon Degrelle służbę wojskową zaczynał w stopniu szeregowca, by w sierpniu 1944 roku dosłużyć się stopnia generalskiego. Co więcej, gdy już zdobył oficerskie szlify, nie spędzał godzin w sztabie nad zwojami map. Był żołnierzem, który zawsze stał u boku swoich ludzi, czy to na pierwszej linii frontu, czy podczas defilady. Gdy legion Waloński po stratach ponownie osiągnął liczebność 1600 ludzi w czerwcu został zaszczycony przyjęciem do Waffen SS. Jednostka już jako Brygada Szturmowa SS Wallonien dołączyła do dywizji Wiking pod Czerkasami leżącymi daleko nad Dnieprem. Z początkiem roku 1944 wojska radzieckie zamknęły pierścień okrążenia wokół 11 niemieckich dywizji znajdujących się pomiędzy Czerkasami a Korsuniem Szewczenkowskim. W okrążeniu znalazła się również 5. DPanc SS "Wiking". Próby rozbicia pierścienia okrążenia skończyły się połowicznym sukcesem, oddziałom niemieckim udało się dotrzeć do miejscowości Łysianka nad rzeką Gornyj Tikicz. Okrążone jednostki niemieckie porzuciły więc swoje dotychczasowe pozycje i przebiły się, ponosząc przy tym wielkie straty. Resztki brygady przeformowano na poligonie w Wildflecken i wysłano na północny odcinek frontu w okolice Narwy. Latem 1944 roku jednostka została wycofana na Dolny Śląsk w rejon Hirschbergu i Breslau gdzie została przeformowana w dywizję. 28. SS-Freiwilligen-Panzer-Grenadier-Division Wallonien. Jesienią część jednostek przerzucono na front zachodni. Ostatecznie weszła do walki na Pomorzu Zachodnim została zdziesiątkowana w walkach. Jednostka ta skierowana na Pomorze, była jeszcze w trakcie reorganizacji i rozwinięcia ze szczebla brygady do szczebla dywizji. Liczebnie bardzo słaba, na początku lutego 1945 liczyła nieco ponad 4000 żołnierzy, natomiast w momencie wejścia do walki pod Dąbiem ok. 1200 żołnierzy. Resztki dywizji Walczyły w Schlezwigu - Holsztynie. Siedmiuset pozostałych przy życiu Walonów ewakuowano do Danii, gdzie zastał ich koniec wojny. 28 Dywizja SS "Wallonien" zrobiła wszystko co było od niej wymagane. Jej żołnierze umiejętnie i dzielnie walczyli, pełni idealizmu przeciwko barbarzyńskiemu wrogowi - Związkowi Radzieckiemu, który zniewolił Europę pod pretekstem oswobodzenia jej. W końcowym rozrachunku cztery tysiące walońskich ochotników poległo na Froncie Wschodnim, co stało się ostatecznym dowodem i świadectwem poświęcenia walońskiego legionu, batalionu, brygady, dywizji. Wódz belgijskich ochotników, Leon Degrelle, dożył zresztą spokojnej starości. Po wojnie uzyskał azyl we frankistowkiej Hiszpanii i do końca paradował w mundurze SS.

Baza nie była zła

Rosjanie zostawili w spadku prawdziwą osobliwość: pomnik Radzieckiego Łącznościowca. Widziałem już wiele rzeźb pozostawionych przez Armię Czerwoną, ale ta w Kęszycy Leśnej przechodzi wszelkie pojęcie. Z dziwacznego postumentu dosłownie wylewa się wielka (tak na oko trzymetrowa) bryła czołgającego się żołnierza, ze zwojem kabli w rękach. Jest coś nierealnego w rysach twarzy żołnierza. Są dosyć nieforemne, co czyni całe wyobrażenie jeszcze bardziej abstrakcyjnym. Rzeźba po prostu hipnotyzuje pokraczną formą. Mało brakowało, a nie byłoby nam dane podziwiać tak wstrząsającej twórczości. Po upadku komuny wszędzie z zawziętością niszczono ślady radzieckiej obecności na naszych ziemiach. W Kęszycy Leśnej mieszkańcy murem stanęli w obronie pomnika. I został, dzisiaj opiekują się nim strażacy. Czysto militarna wymowa pomnika została złagodzona przez pastelowe kolory: zamiast waleczne go khaki, żołnierz pokryty jest lekkim seledynem. Niestety, z czasem zamalowano oryginalny napis, zachęcający do unieśmiertelniających, bohaterskich czynów. Może to znak nowych, kapitalistycznych czasów? Za to pojawiła się tablica ze skróconą historią osady.

Dodatkowe info o bazie w Kęszycy Leśnej

Po wojnie dawne koszary Wermachtu nazywane były "Gródkiem". W latach 1945 - 1956 stacjonował tu garnizon Wojska Polskiego. W latach 1956 -1993 na podstawie umowy między rządami PRL i ZSRR z dnia 17 grudnia 1956 roku koszary w czasowe użytkowanie przejęła jednostka łączności Północnej Grupy Wojsk Radzieckich. Garnizon podlegał pod Sztab Główny PGWR w Legnicy i składał się z: - brygady zabezpieczenia łączności frontu, która miała za zadanie utrzymywanie stałej łączności pomiędzy wojskami stacjonującymi w NRD a Moskwą; - samodzielnego batalionu łączności; - stacji echolokacji; - węzła pocztowo-meldunkowego; - pułku saperów; - składnicy paliw płynnych (o pojemności 17,5 tyś. m3 -zgromadzonych w około 300 zbiornikach; - węzła łączności - stacji radarowej (urządzenia radarowe stały pod wsią Panowice). W latach 1960 - 1980 koszary zostały rozbudowane i powiększone o nowe budynki gospodarcze i bloki mieszkalne. Rosjanie zorganizowali wszechstronnie garnizon, uruchamiając w nim: szkołę podstawową, sklepy, klub oficerski, dom kultury, pralnie, łaźnie, mieszkania dla kadry oficerskiej. Podstawowe zabezpieczenie medyczne zapewniała garnizonowa izba chorych. Położenie miejscowości i klimat sprawiły, że organizowano, tu również obozy pionierskie dla dzieci kadry oficerskiej. Po awarii elektrowni jądrowej w Czarnobylu, przywożono tutaj dzieci z terenów skażenia na 3-4 tygodniowe turnusy rehabilitacyjne. W szczytowym okresie stacjonowało tu 3,5 tyś. żołnierzy. 110 budynków różnego przeznaczenia. Teren bazy obejmował 119,4 ha, na którym wybudowano W wyniku zmian politycznych, jakie się dokonały w latach osiemdziesiątych minionego wieku, w dniu 5 maja 1993 roku z bocznicy kolejowej w Nietoperku odjechał ostatni transport żołnierzy radzieckich, a 18 maja 1993 roku garnizon przejęła administracja polska. W grudniu zaczęło się cywilne zagospodarowanie obiektu i w lipcu 1994 roku nadano miejscowości nazwę Kęszyca Leśna.

Dzisiejsze czasy

Dzisiaj mieszkańcy Kęszycy Leśnej mają swoje kłopoty. Próbuję ustalić, ilu mieszkańców przebywa w Kęszycy Leśnej. Według sołtysa, 641 osób jest uprawnionych do udziału w głosowaniu. Trzeba trzymać się tej liczby. Właściwie trudno policzyć, bo przecież są tu mieszkania typowo letniskowe, są i pustostany. Ciekawi mnie, kto tworzy taką pionierską Miejscowość stopniowo zmienia swoje oblicze i gdyby nie błędy miejscowości - Kęszyca Leśna mogłaby stać się osadą o charakterze letniskowym. Niestety polityka wyprzedaży substancji mieszkaniowej, trochę na żywioł i bez wyobraźni - doprowadziła do tego, że miejscowość zamieszkuje wielu bezrobotnych. Brak pracy, a co za tym idzie, brak dochodów prowadzi do niepłacenia, między innymi czynszów. Powstałe wspólnoty mieszkaniowe w związku z tym borykają się z wieloma problemami związanymi z bieżącymi remontami budynków i utrzymaniem otoczenia. Jak to mówią starsi ludzie "biedą się nie wzbogaci miejscowości..." Pewną nadzieją dla mieszkańców Kęszycy Leśnej była zapowiedziana budowa Fabryki wyrobów bitumicznych. Niestety rzeczywistość była inna - w efekcie zatrudnienia miejscowi nie znaleźli, zatrudniono niestety wielu pracowników z okolicznych miejscowości. Pozostał zakład, który stał się zmorą mieszkańców wschodniej części miejscowości, szczególnie w okresie letnim. Poza tym ciężkie pojazdy podążające do zakładu sukcesywnie niszczą nawierzchnię drogi asfaltowej, której nie chce powiatowa władza remontować tłumacząc się odwiecznym brakiem pieniędzy. Niemniej można śmiało powiedzieć, że Ci, którzy chcą odpocząć i szukają spokoju - powinni przyjechać do Kęszycy Leśnej. Malownicze położenie i walory przyrodnicze są gwarancją wspaniałego wypoczynku. Jest tu czyste powietrze, przepełnione zapachem sosnowego lasu. Jezioro, które się praktycznie znajduje w miejscowości pozwala na uprawianie sportów wodnych, wędkowanie i zwykłe pluskanie się w wodzie. Dla tych, co lubią kąpiele słoneczne do dyspozycji są pomosty i plaża. W miejscowości jest wypożyczalnia kajaków. Okolice Kęszycy Leśnej, jak i sama miejscowość, to wyśmienite miejsce dla wycieczek rowerowych. Miejscowość jest spokojna, brak dróg przelotowych powoduje, że ruchu samochodowego praktycznie nie ma, tak, więc dzieci śmiało mogą wędrować po uliczkach miejscowości. Kęszyca Leśna jest miejscowością o bogatej przeszłości historycznej. Trudno tego faktu nie zauważyć, zwiedzając okolicę, pełną pamiątek z przeszłości. Jest to wymarzone miejsce dla miłośników militariów fortyfikacji i umocnień. Jezioro przecież też jest częścią wspomnianych umocnień i systemu obronnego, budowanych przez Niemców w okresie II wojny światowej. Jezioro powstało w wyniku spiętrzenia wody na małym cieku wodnym. W miejscowości znajdują się dwa sklepy spożywcze, a w jednym z nich znajduje się punkt pocztowy. W Kęszycy Leśnej nie ma kościoła, w związku z tym, żeby rozwiązać ten problem w miejscowości urządzono kaplicę. W centrum miejscowości znajduje się remiza strażacka, a na przeciwko, po drugiej stronie ulicy pomnik żołnierza-łącznościowca - pamiątka po stacjonujących tu wojskach Armii Radzieckiej.

Kalendarium:

1927 - 1935 Budowa obiektów koszarowych przez Niemców
1935 - 1945 Garnizon Wojsk Niemieckich
1945 - 1956 Garnizon Wojsk Polskich
1956 - 1993 Garnizon Wojsk Armii Rosyjskiej
czerwiec 1993 Opuszczenie obiektów przez Wojska federacji Rosyjskiej
grudzień 1993 Początek zasiedlania i cywilnego zagospodarowania obiektów.
1995 Nadanie miejscowości nazwy wieś Kęszyca Leśna
czerwiec 2009 Powstanie parafii w Kęszycy Leśnej
Wszelkie prawa zastrzeżone stat4u
www.keszycalesna.prv.pl