Nasi partnerzy:

III Rzesza 1933-1945 - vaterland.pl

MOH-a Maniacs Server

Nasz baner:



My na Facebook'u:

Legendy i Mity

Opowieści te jak mówi sam tytuł to legendy i mity, więc jak w legendach i mitach jest sporo fantazji i absurdu. W tych opowieściach też tak zapewne jest, choć i można znaleźć prawdę. Istniała taka wyspa pływająca na naszym jeziorze i zapewne wiele osób to potwierdzi. Faktem także jest istnienie MRU o którym tutaj jest raczej mowa. Wiele osób nieraz w Kęszycy Leśnej znalazło sporo dziwnych rzeczy, więc pewnym rzeczom, a także legendom nie ma się co dziwić.

Co widział wojskowy prokurator?

W swoich memuarach Aleksander Liskin opowiada o swej podróży do zapomnianej przez Boga i ludzi gdzieś w krajobrazie polskiej wsi Kęszyca. Zdarzyło się to w latach 60. ubiegłego stulecia. To właśnie tutaj, nieopodal tej miejscowości, Niemcy wybudowali swój Międzyrzecki Rejon Umocniony, w tym wał obronny, miasteczko wojskowe i inne obiekty, po których pozostały jedynie ruiny. Niemcy nazywali ten rejon Regenwürmerlager, co można przetłumaczyć jako Obóz Dżdżownic. Po wojnie została tam zainstalowana jedna z brygad łączności Północnej Grupy Wojsk Radzieckich w Polsce, do której przyjechał nasz prokurator wojskowy. Obejrzał on sobie umocnienia i jezioro Krzywa zachwycając się jego pięknem i spokojem. Jednakże Liskin jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, że wprost pod jego nogami znajduje się tunel metra zbudowanego przez hitlerowców i zasypane na wieki!

Chcąc rozerwać swego gościa, koledzy pokazali mu wysepkę na jeziorze i powiedzieli mu, że ta wysepka powoli dryfuje na wodnej gładzi, dosłownie pływa po wodzie. Jezioro to miało swe przedłużenie w formie dodatkowego basenu, w centrum którego ujrzał on metalową wieżę, przypominającą mu wylot wentylatorów z moskiewskiego metro. Zaś stożkowate usypiska czy hałdy usypane wokół jeziora – jak się okazało były podziurawione korytarzami biegnącymi w głąb ziemi. Liskin wiedział, że od końca wojny do początku lat 50. ten Regenwürmerlager był zapomniany i tylko Rosjanie, którzy tu się osiedlili, zajęli się rozpoznaniem tych miejsc. Przede wszystkim w rejonie MRU działali saperzy, którzy zlikwidowali pola minowe i składy amunicji. Żołnierze spenetrowali całą okolicę i dokonali mnóstwo dziwnych odkryć: np. znaleźli podziemny kabel elektryczny obliczony na 380 V, studnię w którą spadał potok wody i wiele innych, wskazujących na wielką skalę podziemnych obiektów. Inżynierowie z garnizonu doszli do wniosku, że podziemna studnia stanowiła część autonomicznej podziemnej elektrowni, a wpadająca do niej woda obracała turbiny. Oni znaleźli także zamaskowane wejście do tunelu, który był zabezpieczony przez liczne pułapki, a pewien śmiałek wjechał tam na motocyklu i już nie wrócił… Na początku lat 50. łącznościowcom udało się przeniknąć do tunelu i przeszli oni nim kilka kilometrów. W czasie tej podróży widzieli oni wiele odgałęzień od tego tunelu, ale nie zdecydowali się w nie wchodzić.

Pogłoski i fakty

Dziwnym jest to, że Aleksander Liskin nie spróbował zajrzeć do tego labiryntu. Opisy Regenwürmerlagru prokurator czerpie z relacji N/N oficera łączności, który sam także nie widział tego obozu, ale tylko słyszał opowiadania ludzi, którzy przebywali tam pod ziemią. Jest to zatem opowieść z trzeciej ręki. - Pod nami znajduje się podziemne miasto, w którym znajdują się urządzenia autonomiczne i zapasy pozwalające przeżyć ludziom przez wiele lat. Świecąc akumulatorowymi lampami ludzie weszli do podziemnego metro. To było na pewno metro, bowiem po dnie tunelu biegły żelazne szyny torów kolejowych. Najpierw odkryli oni podziemne krematorium. Być może w jego piecach spłonęły zwłoki ostatnich budowniczych podziemi. Gigantyczna podziemna sieć przedstawiała dla niezorientowanych grożącym niebezpieczeństwami labiryntem. Wiadomo o tym, że do tego tunelu zapuścił się także sam dowódca PGWR gen. płk P. S. Mariachin, ale swoich wspomnień o tym on nie pozostawił. Poza opowiadaniem N/N oficera, Liskin przekazuje także opis „miasta”, który sporządził jeden z ostatnich dowódców kęszyckiej brygady płk W. I. Spirydonow. Trzeba tutaj dodać, że ten podziemny niemiecki tunel już w latach 70. stał się egzotyczną, miejscową atrakcją – prawda – tylko dla wybranych, czyli wyższych oficerów Armii Radzieckiej, którzy trafili w to miejsce losowo bądź służbowo… Płk Spirydonow opowiada o raporcie inżyniersko-saperskim, w którym pisze się, że pod garnizonem zbadano 44 km podziemnych korytarzy i tuneli. Ich szerokość i wysokość dochodziła do 3 m, a ściany i strop tuneli metra były zabezpieczone żelbetowymi płytami, zaś spąg wyłożono kamiennymi flizami. Sam Spirydonow pojechał tam wojskowym łazikiem i przejechał w stronę Niemiec jakieś 20 km.

I jeszcze jedna ciekawostka. Wokół jeziora znajdowało się wiele ocalałych i zrujnowanych obiektów z czasów wojny, które zbudowano z żelazobetonu. Duże punkty obrony były uzbrojone w ckm-y i działa, zaś pod nimi, do głębokości 50 m, rozmieszczono pomieszczenia koszarowe i magazynowe. Pomiędzy naziemnymi i podziemnymi konstrukcjami kursowało metro.

Ale Niemcy, którzy zbudowali Regenwürmerlager i Rosjanie, którzy go odkopali, ukrywali fakt jego istnienia zarówno przed miejscowymi ludźmi jak i przed lokalnymi władzami. Tylko jeden polski krajoznawca dr Podbielski aktywnie zajmował się labiryntem, ale badał go tylko zaraz po wojnie, w okresie pomiędzy wykurzeniem stamtąd Niemców, a utworzeniem bazy PGWR. W roku 1980, Podbielski był już osiemdziesięciolatkiem i mówił on, że budowa tych obiektów zaczęła się już w 1927 roku, zaś od 1937 roku roboty poszły już w wojennym reżimie, tak jak Hitler gotował się do wojny. Poza tym polski krajoznawca twierdził, że Führer osobiście przyjeżdżał tam wprost z Berlina – podziemną koleją żelazną. A doskonale zamaskowana linia metra wiedzie do tajnych fabryk i strategicznych schronów położonych 5 km od jeziora Krzywa.

Jezioro to ma także swe tajemnice. Powierzchnia tego jeziora wynosi ponad 200.000 m2, a głębokość od 3 do 20 m. Na jego zamulonym dnie wędkarze niejednokrotnie widzieli ogromny luk, który zapewne był ukryty pod pływająca wyspą. Mógł to być kingston służący do zatopienia podziemnego labiryntu, ale w styczniu 1945 roku Niemcy nie mieli już czasu na zatopienie tego kompleksu. W roku 1992 Rosjanie wyjechali z Kęszycy i pozostawili Polakom zagadki podziemnego labiryntu.

Czy to aby wszystko?

Jak zwykle w takich przypadkach, kiedy nie zajmuje się nimi oficjalna nauka to oznacza, że jest to albo stuprocentowa prawda albo stuprocentowa brednia – szczególnie kiedy chodzi o żyjące osoby czy realia.

O tym, dlaczego tak mało interesujemy się Bazą Dżdżownic można tylko sobie pogadać. A na końcu trzeba się zastanowić – jak w ogóle wybudowano Regenwürmerlager? No i dlaczego Niemcy nie zbudowali tego labiryntu w Niemczech? W czasie jego budowy Polska była wolnym krajem (od 1921 do 1939), by mogła stać się miejscem do aktywnej działalności Niemców. No i same Niemcy w 1927 roku podnosiły się po klęsce poniesionej w czasie I Wojny Światowej, kiedy w 1924 roku otrzymały miliardową pomoc z USA i Zjednoczonego Królestwa, a zatem Niemcy mieli środki na tworzenie takich przedsięwzięć. Sam pomysł – budowa metra w sąsiednim państwie – wydaje się być co najmniej dziwnym. Jeżeli labirynt wybudowano w celach obronnych, na wypadek gdyby – jak pisze Liskin – „wojna potoczyła się wstecz” – to i tak hitlerowcom nie udało się wykorzystać wszystkich możliwości podziemnego miasta. Udało im się uratować niektóre jednostki wojskowe, ale jakiejś radykalnej zmiany sytuacji na frontach to nie przyniosło. Po co w takim razie maskowano i ryto kilometry tuneli pod ziemią?

Zniknęli w nieznanym kierunku

No i był jeszcze jeden zagadkowy fakt, którego nie byli w stanie wyjaśnić nawet historycy wojskowi, a który ma ścisły związek z istnieniem podziemnych korytarzy komunikacyjnych w rejonie Kęszycy. W czasie walk w rejonie MRU w 1945 roku, biła się tutaj 44. Brygada Pancerna Gwardii z 1. Armii Pancernej Gwardii generała M. E. Kadukowa. Brygada starła się z dwoma niemieckimi pułkami z 3. Dywizji Pancernej SS „Totenkopf” i częścią załogi fortecznej. Niemcy szybko zrozumieli, ze nie sprostają naszym czołgom, i… znikli w ciągu kilku godzin. Jak hitlerowcy tego dokonali, nie wiadomo, bowiem wszystkie drogi ucieczki mieli już odcięte… Być może uratowali się oni właśnie poprzez Regenwürmerlager.

Pozostaje mieć tylko nadzieję, że polscy historycy będą chcieli rozwiązać zagadki Regenwürmerlager i wyjaśnią, kiedy i dlaczego zbudowano ten MRU/UŁOiW. A my pójdziemy sobie obejrzeć kolejny odcinek z cyklu filmów o Indiana Jonesie!

Mapy:


Źródło:

Jana Rozowa Źródło – „Tajny XX wieka” nr 28/2011, ss. 20 - 21
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz
Wszelkie prawa zastrzeżone stat4u
www.keszycalesna.prv.pl